Chmury
Poniedziałek. Poranny chłód nie zdążył mi dokuczyć. Szybki marsz po wnuczkę i jazda tramwajem do przedszkola. Biegusiem powrót do domu, przebrać się na basen i wyjście z domu. Nie, stop. Jeszcze błagalny wzrok psa i bezgłośna prośba: wyjdź ze mną. Znowu???
Rozgrzane i uśmiechnięte wychodzimy z Dolinki. I nagle w jednej chwili zaczyna sypać grad. Brrrr, szybko wsiadamy do samochodu. W domu zza okna obserwuję deszcz. Po chwili słyszę mruczenie burzy. Potem znowu grad. W takich chwilach cieszę się, że jestem w domu, w moim przytulnym, cieplutkim domku.
Sprzęt Podstawowy wrócił dzisiaj z pracy wcześniej. Obiad jeszcze nie gotowy, a on krzyczy od progu: jeść! Pośpiesznie robię coś na ząb, obiad będzie trochę później. Po obiedzie wychodzę do sklepu.
I wtedy czeka na mnie niespodzianka. Przepiękne chmury na jasnym niebie! Chmury różnych kształtów i kolorów, malowane z nabożeństwem, obrysowane konturówką i takie rozmazane, jakby od niezamierzonego pociągnięcia pędzlem. Są długie bele pierzastego materiału, ciemne, wiszące nad Bażantarnią i drobne, białe kosmyki tańczące wysoko na niebie. Kiedy wracam po dwóch godzinach chmury są ciemniejsze, niektóre lekko malinowe. Po następnej godzinie obserwuję je nadal, już zza okna. Mam
wrażenie, że teraz to nie są zwykłe chmury tylko obłoki popiołu wyrzucane z
wulkanu: siwe, smutne, zwiastujące niepokój. Lubię takie spektakle Matki
Natury.
Kategoria Penelopa działa
komentarze