Wrzesień, 2018
Dystans całkowity: | b.d. |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 0 |
Średnio na aktywność: | 0.00 km |
Więcej statystyk |
Czy leci z nami pilot?
-
Sprzęt mąż
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zadzwonił budzik. Proszę, jeszcze chwilkę... chcę spać... Budzę się znowu, po 10 minutach dodatkowej drzemki. Rany boskie, przecież dzisiaj prowadzę Jagódkę do przedszkola! Rzucam przez ramię: kotku, budź się, nie zdążymy. Ty wychodzisz dzisiaj z psem, bo ja zaraz zmykam. Ostrożnie spuszczam nogi z wersalki, szybko nie da rady, bo kręgosłup się zbuntuje. O jasny gwint! Czuję, że stopy mam mokre. Rzut oka na podłogę. Marcin, filtr przecieka! Na podłodze rozgościła się wielka kałuża. Posłanie psa stało się ciężkie od wody. W ruch idzie mop, ręcznik a nawet moja koszula nocna. Nie myślę o bólu, trzeba szybko uprzątnąć ten potop. Ubieram się w biegu, w tym samym tempie robię mężowi śniadanie do pracy i pokonuję trasę do młodych. Kiedy wpadam z językiem na brodzie na trzecie piętro, mała jest jeszcze niegotowa. Spóźnione czekamy na tramwaj. Tłok. Ale jakaż miła niespodzianka, młode dziewczę podrywa się i ustępuje nam miejsca. Mała wierci się na kolanach i spogląda mi co chwilę w oczy. Uśmiecha się zalotnie. Obok staje starsza kobieta. Młodzieniec przede mną chwilę walczy z wygodą, wreszcie podnosi się i proponuje kobiecie fotelik. Uśmiech wdzięczności zamiera jej na ustach. Starszy pan o kulach skwapliwie wykorzystuje sytuację i zajmuje miejsce. Do następnego młodzieńca dociera, że wypadałoby wstać. Tym razem kobieta też nie siada, oddaje miejsce mężowi. Widać, że jest od niej dużo starszy. Stawia mu torbę na kolanach i jedzie obok. My wysiadamy. Po chwili Jagoda rzuca się do zbierania kasztanów. Mamy jeszcze kilka minut, nie protestuję.
Wracam do domu głodna jak stado wilków. Wrzucam coś na ruszt. Robię plan dnia. Może dzisiaj coś mi wyjdzie z tego planowania? Z problemami, ale jednak, załatwiam filtr wewnętrzny, tymczasowy. Widać, że poleżał trochę w piwnicy. Mam nadzieję, że uda się go uruchomić, ale z tym poczekam na mojego nadwornego akwarystę. Zamawiam kolejne części zapasowe. Uszczelka przyjdzie dzisiaj, lecz filtr jest niezaspokojony, przekonał nas o tym rano. Nie wykpicie się uszczelką - krzyczy. Dawać mi tu nowe rury i zawór. Wymagające bydlę - myślę i wybieram numer do sklepu zoologicznego. Pan jest bardzo uprzejmy i z wdziękiem informuje mnie, że w magazynie nie mają od wczoraj prądu, więc towar wyśle prawdopodobnie w poniedziałek. Chyba śnię! Na pocieszenie skreślam kilka załatwionych spraw z listy. Połowa jednak nadal tam kwitnie...
Wczorajsza wizyta w czytelni sądu nadal podnosi mi ciśnienie. Biegły z zakresu neurologii okazał się tak biegły, że wizyta u niego trwała pięć minut, z czego połowę czasu zajęło mi zdjęcie i ubranie butów oraz bluzki. Ale na papierze wygląda to tak, jakby badał mnie bitą godzinę. A do tego zdążył sprawdzić moją znajomość posługiwania się komputerem, bo napisał, że biegle się nim posługuję.
Jeśli to nie sen, to może właśnie oglądam komedię? Ba, może w niej gram? Ratunku, czy leci z nami pilot?!
rzeźba autorstwa Kamila Niewińskiego
Kategoria Penelopa działa
Tarte tatin
-
Sprzęt mąż
-
Aktywność Taniec
Zła passa trwa nadal. Dzisiaj też kiepsko mi idzie. Dlatego napiszę o czymś, co mi wychodzi i wywołuje uśmiech na twarzy. Sezon na koper włoski jeszcze się nie zaczął, ale kiedy tylko wypatrzę go w Lidlu w dobrej jakości i cenie, zabiorę się za zrobienie tarty. Podstawowa zasada: używaj składników dobrej jakości. koper włoski jest przepyszny, pod warunkiem, że jest świeży. Zwiędły, stary, będzie przekleństwem kucharza. Świeży, soczysty, pachnący anyżem w połączeniu ze słodyczą karmelu i czerwonej cebuli, ogniem chili i wspaniałym smakiem parmezanu stanie się niezapomnianym doznaniem kulinarnym. Mój Sprzęt Podstawowy nie lubi anyżu, ale za tarte tatin dałby się... no właśnie, co dałbyś sobie zrobić?
Tarta z czerwoną cebulą i koprem włoskim
Składniki:
250 g ciasta francuskiego, 2 duże czerwone cebule (ja daję nawet trzy), 3-4 główki kopru włoskiego, 1 czerwona papryka chili, 100 ml oliwy z oliwek, 1 łyżka octu balsamicznego, 1 łyżeczka nasion kolendry, sól, pieprz, 60 g drobnego cukru + 3 łyżki wody, 2 łyżeczki świeżych listków tymianku, 50 g startego parmezanu.
Ciasto kupuję gotowe, trzymam w lodówce. Piekarnik rozgrzewam do ok. 200oC.
Obieram cebule i kroję w dość grube krążki. Usuwam zewnętrzne łupiny kopru i kroję każdą główkę na 6 części, wycinam zdrewniały rdzeń. Usuwam łodyżkę i nacinam chili wzdłuż, by wyciekający sok nadał warzywom aromatu. Do formy do pieczenia wkładam warzywa: na dnie płasko układam cebulę, na wierzch kładę koper i chili. Polewam oliwą i octem, dodaję rozgniecione nasiona kolendry, sól i pieprz. Piekę ok. 15-20 minut uważając, żeby nie przypiec cebuli. Warzywa muszę przejść wstępną obróbkę termiczną, ale nie mogą się rozgotować i rozpaść.
Na patelni (lub formie do tary) mieszam cukier z 3 łyżkami wody i szybko zagotowuję. Bez mieszania gotuję do złotego koloru. Gdybym robiła to w metalowej formie do tarty, pozostawiam na niej karmel, ale mam tylko prostokątną blaszkę, więc przelewam gorący karmel do niej. Na skarmelizowanym cukrze układam (dość ciasno) wyjęte z piekarnika warzywa. Najpierw cebula, potem koper włoski. Staram się ułożyć je tak, żeby wyszedł z tego jakiś wzór. Posypuję tymiankiem i parmezanem. Na koniec przykrywam ciastem francuskim, dociskając je dokładnie na brzegach. Nakłuwam ciasto widelcem lub nożem i piekę ok. 25-30 minut, aż będzie złote i dopieczone. Zostawiam w piekarniku na ok. 5 minut do ostygnięcia, a następnie wykładam "do góry nogami" na półmisek - stąd nazwa "tarta odwrócona".
Niezbędna jest surówka i wino. Ja robię surówkę z sałaty lodowej z odrobiną soli, pieprzu, soku z cytryny i oliwy. Czasem dodaję troszeczkę startej skórki z pomarańczy (aromat i smak jest wtedy o niebo lepszy). Wino raczej białe, bo to jarskie danie, ale my preferujemy wina czerwone, wytrawne, więc co kto woli, co komu w duszy gra.
Smacznego!
Kategoria Penelopa gotuje
Planowanie jest głupie, trudne, bez sensu
-
Sprzęt mąż
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zimno, mokro, paskudnie. Psa szkoda wyprowadzić, a mój Sprzęt Podstawowy na dworze. Brrrr... Jesień rozpanoszyła się na dobre, wdarła się gwałtownie, bez pardonu, wyjątkowo nieuprzejmie, wręcz bezczelnie. Zrobiło się szaro, smutno. Deszcz dzwoni w szyby a ja zębami.
Zaplanowałam dzisiaj dzwonienie nie tylko zębami. Najpierw telefon do mamy, bo tata ma operację. Potem do Urzędu do Spraw Kombatantów i do Kliniki Neurochirurgicznej. No i nadal nic nie wiem i jestem w czarnej dziurze. Mój zabieg w Klinice przesunięty na nie wiadomo kiedy, może na styczeń, więc jak tu załatwiać rehabilitację i dofinansowanie do sanatorium? Zaplanowałam sprzątanie, ale ból znalazł sobie świetne miejsce w moim barku. Nie ruszę ręką, a ręka w sprzątaniu potrzebna. Rano zdążyłam kupić parę rzeczy na obiad, ale nie mam sił na gotowanie. Plan zrobienia leczo spełzł na niczym. Dobrze, że mam zamrożoną bazę na spaghetti.To nie jest dzień na planowanie, ani na realizowanie planów. Może na aromatyczną, owocową herbatkę.
Mój Sprzęt Podstawowy napisał smsa: Dasz się zaprosić do kina? No jasne - odpisałam. Oddzwonił. To szybko kupuj bilety na Kler, bo rezerwacje się kończą - rzucił w słuchawkę. No pięknie! Ale z braku laku, chociaż ten nieplanowany wypad do kina udało mi się załatwić. Seans w sobotę, więc może dziś wieczorem w ramach relaksu obejrzymy coś na szklanym ekranie... co Ty na to?
Kategoria Penelopa czeka
Chmury
Poniedziałek. Poranny chłód nie zdążył mi dokuczyć. Szybki marsz po wnuczkę i jazda tramwajem do przedszkola. Biegusiem powrót do domu, przebrać się na basen i wyjście z domu. Nie, stop. Jeszcze błagalny wzrok psa i bezgłośna prośba: wyjdź ze mną. Znowu???
Rozgrzane i uśmiechnięte wychodzimy z Dolinki. I nagle w jednej chwili zaczyna sypać grad. Brrrr, szybko wsiadamy do samochodu. W domu zza okna obserwuję deszcz. Po chwili słyszę mruczenie burzy. Potem znowu grad. W takich chwilach cieszę się, że jestem w domu, w moim przytulnym, cieplutkim domku.
Sprzęt Podstawowy wrócił dzisiaj z pracy wcześniej. Obiad jeszcze nie gotowy, a on krzyczy od progu: jeść! Pośpiesznie robię coś na ząb, obiad będzie trochę później. Po obiedzie wychodzę do sklepu.
I wtedy czeka na mnie niespodzianka. Przepiękne chmury na jasnym niebie! Chmury różnych kształtów i kolorów, malowane z nabożeństwem, obrysowane konturówką i takie rozmazane, jakby od niezamierzonego pociągnięcia pędzlem. Są długie bele pierzastego materiału, ciemne, wiszące nad Bażantarnią i drobne, białe kosmyki tańczące wysoko na niebie. Kiedy wracam po dwóch godzinach chmury są ciemniejsze, niektóre lekko malinowe. Po następnej godzinie obserwuję je nadal, już zza okna. Mam
wrażenie, że teraz to nie są zwykłe chmury tylko obłoki popiołu wyrzucane z
wulkanu: siwe, smutne, zwiastujące niepokój. Lubię takie spektakle Matki
Natury.
Kategoria Penelopa działa
A wszystko przez Kota...
-
Sprzęt mąż
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zarzucono mi niedawno, że chociaż nie jeżdżę na rowerze, to mam konto na BS. Ano mam. A wszystko przez Kota.:)
Nie jestem kibicem piłkarskim, mecze omijam szerokim łukiem. Pewnie mam uraz jeszcze z podstawówki, kiedy na siłę próbowano ze mnie zrobić bramkarkę. W sukurs przyszedł mi lekarz sportowy, który przy badaniu chwycił się za głowę i nie dał zgody na uprawianie sportów wyczynowych. Może gdyby to była gimnastyka artystyczna, zrobiłabym wszystko, żeby ją uprawiać, ale piłka ręczna! Fuj, brutalna gra.
Pięć lat temu mój Sprzęt Podstawowy powiedział mi o MRDP. Kibicowaliśmy razem, ale ja złapałam bakcyla. To było to, bezpośredni kontakt z żywą osobą. Mogłam wysyłać komentarze, zagrzewać do jazdy i śledzić na monitorze postępy zawodników. I cieszyć się jak głupia, kiedy dojeżdżali. Minęły cztery lata, nadszedł sierpień 2017 roku. Znowu ruszył maraton MRDP. Kibicowałam wszystkim, a w szczególności Robertowi. Znałam historię jego wypadku, odwiedziłam go w szpitalu kilka dni po tym zdarzeniu. Nie mogliśmy się nadziwić, że w czerwcu już jeździł na rowerze. Kiedy dowiedziałam się, że wystartuje w maratonie, to było coś niesamowitego. Dla mnie to on już wtedy był praktycznie na Księżycu, bo już wtedy zrobił coś niemożliwego.
No i pojawił się na horyzoncie Kot. Zauroczył mnie swoimi wpisami. Nie dość, że to kobieta, nie dość, że jedzie w maratonie, to jeszcze pisze tak fantastycznie! Mało tego, mogę też pisać do niej i ją wspierać! Hurra! Może dlatego, że tak pięknie pisała, może dlatego, że uparcie jechała, chociaż człowiek, który przede wszystkim powinien ją wspierać, namawiał do wycofania się, może dlatego, że jechała z kontuzją, może dlatego, że dojechała ostatnia, może dlatego, że na ostatnich kilometrach rozważała rezygnację? Nie wiem. Ale skradła moje serce. Po maratonie odnalazła mnie na forum. Zaprzyjaźniłyśmy się i jestem teraz dla niej siostrą elbląską.
W tym momencie mój Sprzęt Podstawowy założył konto na BS. Początkowo śledziłam jego wpisy. Ba! nie musiałam śledzić, sam mi je pokazywał. Przyszedł maraton MPP, Kota mogłam dopingować już smsami. Później Kot odwiedził nas w Elblągu, była szalona impreza, poznałam parę osób w realu. I powolutku stawałam się rowerowym kibicem bez kółek. Z czasem założyłam własne konto na BS. Poźniej Kot wyjechał do Ameryki. Byłam dumna, że mogę ją wspierać, że czeka na codzienne wiadomości ode mnie. PTJ i kibicowanie Markowi, Maraton Kórnicki z Pawłem i Marzką, BB Tour... jedyne co szwankowało, to lokalizatory.
Mam niewielu znajomych na BS. Śledzę ich rowerowe poczynania. Jednak nie jaram się aż tak sportowymi wyczynami. Bardziej interesują mnie ludzie. Kibicuję, komentuję, bo lubię was. Piszę do żywych ludzi. Dostrzegam w was ludzi a nie sportowców. Cieszą mnie niektóre gesty, zachowania, niektóre wzruszają, rozbawiają. Dobrze mi tu.
Kategoria Penelopa czeka
Królik dla podróżnika
-
Sprzęt mąż
-
Aktywność Taniec
Dzisiaj na obiad będzie królik pieczony. Mój podróżnik dostał przepustkę i pojechał w siną dal. Może nie do końca w siną, bo jednak na smyczy. Przez ten nieszczęsny reset obiecał jeździć z włączonym internetem i endo.
Tuszkę królika wczoraj wieczorem pokroiłam na porcje, osoliłam, doprawiłam pieprzem, majerankiem, skropiłam octem balsamicznym i oliwą. To delikatne mięso, więc z przyprawami nie szaleję. Mięso ma pachnieć królikiem. Przykryte fresh folią czekało w lodówce do popołudnia. Mój sprzęt podstawowy w swej podróży sentymentalnej dojechał do Rusi. W drodze powrotnej mijał Wilamowo. To był dla mnie sygnał, żeby wstawić mięso do piekarnika. Po około pół godzinnym pieczeniu w brytfannie, gdzieś na wysokości Drulit, skropiłam królika oliwą, żeby zanadto się nie spiekł i nie wysuszył. Podróżnik zadzwonił i zameldował, że odpoczywa w Kątach. Przystąpiłam do obrania ziemniaków i marchewki. Kapustę poszatkowałam w maszynce, dodałam do szatkowania, ale na drobniejszej tarce, marchewki. Lekko posoliłam, dodałam odrobinę cukru, łyżeczkę soku z cytryny, łyżkę oleju i łyżkę majonezu. Kilka ziemniaków zalanych osoloną wodą wstawiłam na gaz, powinno starczyć nam na obiad. W okolicach Dłużyny królik domagał się już wyjęcia z piekarnika. Surówka gotowa, a ziemniaki dogotowują się. No cóż, źle wyliczyłam czas. W chałupie pachnie, aż skręca kiszki, a mój podróżnik dojeżdża dopiero do Komorowa Żuławskiego. Za chwilę odcedzę ziemniaki i może skoczę po zimne piwo? Aj, jeszcze zielona pietruszka! Trudno, posypię ziemniaczki mrożoną natką.
Wróciłam z zimnym piwem, a podróżnik na Grunwaldzkiej. Jeszcze trzy kilometry i będzie w domu. Dobrze, że mamy mikrofalę. Nie muszę podsmażać jeszcze lekko ciepłego obiadu. Wystarczy parę chwil i... gotowe!
Kategoria Penelopa gotuje
Testowanie
-
Sprzęt mąż
-
Aktywność Jazda na rowerze
Piękna pogoda zachęciła do wyjazdu nad morze. Ja z psem dojechałam autobusem, a sprzęt podstawowy, jak na niego przystało, na kołach. Po ostatniej awarii miał pewne opory, ale przeszedł częściowy przegląd i póki co, wrzucił na luz. Mam jeszcze kilka dni na przetestowanie go, więc wykorzystuję czas i nawet nieźle mi idzie.
Jednak najszczęśliwszy był dzisiaj pies. Zaopatrzony w nową identyfikację testował polskie morze. Zdecydowanie chętniej pływa w jeziorze, ale fale przynoszące patyki to całkiem fajna sprawa.
nowa identyfikacja
Czyżby to miało znaczyć NIE?
wyczekiwanie
zdobycz
Testowanie sprzętu podstawowego
Bob Budowniczy w Stegnie
Poproszę o nagrodę.
Miłość
Moje chłopaki
Kategoria Penelopa działa
Filonek Bezogonek
-
Sprzęt mąż
-
Aktywność Pływanie
W naszym stulitrowym
akwarium żyją sobie barwniaki czerwonobrzuche: Ryszard i Krystyna.
Są też endlerki, kosiarki, a ostatnio przybyło stadko brzanek.
Jest też Fiolonek Bezogonek, młody barwniak, który urodził się
bez płetwy ogonowej. Wszyscy jego braciszkowie wylądowali w sklepie
zoologicznym, Filonek ze względu na brak ogonka, został. Miałam
napisać „ze względu na swoją ułomność”, ale on nie jest
ułomny, on tylko nie ma ogona. Dla ryby to spory brak, ale Filonek
jest bardzo dzielny. Nie boi się ogromnych, szalonych kosiarek. Goni
je, aż się kurzy (w wodzie też może się kurzyć). Pierwszy
podpływa do jedzenia, co nie jest w naturze tych płochliwych
pielęgnic. Może dlatego nadal żyje i rośnie? Stadko brzanek
składa się z sumatrzańskich, purpurowych i mszystych. Regulują
przyrost naturalny endlerek błyskawicznie wyłapując narybek. To
spora, dwudziestoosobowa wataha, ale nasz maluszek nie boi się ich,
wręcz przeciwnie, czasem atakuje. W warunkach
naturalnych miałby mniejsze szanse na przetrwanie, ale w akwarium
daje radę i nawet ładnie się wybarwił ostatnimi czasy. Hart ducha
tego malca imponuje mi. Chyba powinnam brać z niego przykład. No, może bez przesady, nie wsiądę na rower, ale jest parę rzeczy, które mogłabym zacząć robić i nie zasłaniać się niepełnosprawnością.
Kategoria Penelopa czeka
Sprzęt podstawowy
-
Sprzęt mąż
-
Aktywność Bieganie
Mój sprzęt podstawowy popsuł się. Teraz już mogę żartować, ale w czwartek rano siedziałam przed oddziałem ratunkowym i płakałam, bo bez niego życie byłoby niewiele warte. Niektórzy narzekają na swój sprzęt podstawowy, złoszczą się, kłócą. Ja byłam w tej szczęśliwej sytuacji, że mój był dopieszczony, zadowolony i radosny, kiedy rano wyruszył w drogę do pracy. 31 minut później telefon sprawił, że wszystko potoczyło się w innym niż zaplanowanym kierunku. W szpitalu byłam wcześniej niż karetka. Czekałam, aż otworzą się drzwi i lekarz coś powie. Myślałam o jednym: cokolwiek się stanie, on wiedział, zanim stracił przytomność, że jest moim jedynym ukochanym sprzętem podstawowym. Potem było i strasznie i śmiesznie i miło i smutno. Główny diagnosta na czwarty dzień uspokoił nas, że to jednak nie najgorsze, czego się spodziewaliśmy i chociaż mój sprzęt podstawowy jeszcze pozostanie trochę w serwisie, mogę odetchnąć.
Wiecie, że nie jeżdżę na rowerze, nie umiem i nie mam zamiaru się
nauczyć. Ale poczułam, że należę do rowerowej rodziny. Dziękuję za
wsparcie. To wspaniałe uczucie, kiedy wiesz, że w trudnych chwilach nie
jesteś sam.
Mój sprzęt podstawowy ma jeszcze trochę problemów z pamięcią. Miałam plan, żeby wmówić mu niby złożoną mi obietnicę nie jeżdżenia już więcej. Ale nie mam sumienia. Mój sprzęt ma pasję, bez niej nie będzie sobą. Mam nadzieję, że nie będzie jeździł w pojedynkę. To zbyt niebezpieczne dla niego. O kasku nie mam co mówić. Kask uratował mu życie, co potwierdził główny diagnosta i serwisant. Jechał z prędkością prawie żadną, a jednak kask zniszczony. Może od dzisiaj powinnam kazać zakładać mu kask nawet do łóżka? Skoro ma być bezpiecznie, to na całego!